wtorek, 9 lipca 2019

Rozdział 2.



#Pines
Kroki były coraz to głośniejsze, a dystans między naszą trójką coraz mniejszy. Spróbowałem podnieść się z krzesła, ale tępy ból rozchodzący się po kręgosłupie uniemożliwiał to. Niepokój we mnie narastał i nakazywał mi jak najszybciej ruszyć i schować się gdzieś. Najlepiej w mroku. Mrok to jedyne bezpieczne miejsce dla zabłąkanych ludzi.
- K-kim jesteście? - zapytałem drżącym głosem. Mężczyzna był kilka metrów przede mną, nie zatrzymywał się. - Dlaczego wyglądasz jak ja? - nie rozpoznawałem swojego głosu, czułem się jakby jakaś obca osoba zawładnęła mną i to ona mówiła w moim imieniu.
- Siedź cicho - nakazała dziewczyna wyglądająca jak Mabel.
Dzieliło nas ledwie kilka metrów, jednak wciąż odległość między nami się zmniejszała. Głuchy stukot butów odbijał się echem po pomieszczeniu. Czułem się skołowany.
W końcu się zatrzymali, a mnie ulżyło.
- Jestem Dipper Gleeful - brązowowłosy chłopak z lekka się pochylił i podążył prawą ręką szelmowskim gestem do swojej piersi. - Ta młoda dama to moja siostra, Mabel Gleeful - z wdziękiem wskazał na długowłosą dziewczynę. - Mamy nadzieję, że podczas pobytu w Reverse falls zechcesz gościć w naszych skromnych progach. - Gdyby nie strach, to na pewno opadłaby mi szczęka. Zastanawiałem się, co się właśnie dzieje.
Brunet ruszył w prawo zataczając wokół mnie koło. Spacerował spokojnie, lustrując moją sylwetkę. W tym momencie dotarło do mnie, że Pacyfika obawiała się tego chłopaka, który okrążał mnie jak bestia, gotowa skoczyć na swoją ofiarę.
- Spotkałem w lesie blondwłosą dziewczynę - zebrałem w sobie resztki odwagi i bez namysłu zacząłem. - Myślała, że jestem tobą... - Ostrożnie odwróciłem wzrok, zdając sobie sprawę co właśnie zrobiłem. Trząsłem się jak narkoman na odwyku. - Nie była zadowolona z mojego widoku, mogę wiedzieć... - przerwałem na chwilę przełykając ostrożnie ślinę - ...dlaczego się mnie, to znaczy, ciebie - szybko się poprawiłem - obawiała?
Dipper zatrzymał się za mną. Czułem jak wraz z siostrą wywiercają mi dziurę. Mabel w brzuchu, a brat w plecach. Czas mijał, a ja już wiedziałem, jak poważny błąd popełniłem.
Po dłuższym milczeniu usłyszałem odpowiedź. Ciężar głupoty mnie opuścił.
- Ledwo co się poznaliśmy, a ty od razu coś insynuujesz? Nie jestem aż tak zły, jak ci się wydaje. - Dźwięk kroków powrócił. - Mabel, idź po Willa. - Brunetka bez sprzeciwu odwróciła się i ruszyła ku drzwiom, podczas gdy jej brat wciąż zataczał koła wokół mnie. Spojrzałem na podłogę, chcąc uniknąć konfrontacji z brunetem.
W głowie zrodziło mi się słuszne pytanie: Co zrobiłaby w takiej sytuacji Mabel? Ona zdecydowanie lepiej poradziłaby sobie w tego typu sytuacji. Co powinienem zrobić?
Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Gleeful zatrzymał się przede mną. Widziałem jego czarne buty i spodnie, więc z lekka uniosłem głowę, zastanawiając się o co chodzi.
Poczułem ostre szarpnięcie w tył. Krzesło zaczęło się przewracać, przez co odruchowo spróbowałem podnieść się z miejsca. Na rękach i nogach pojawiły się druciane więzy, przytrzymujące mnie do mebla.
Plecy zapiekły z bólu, a noga bruneta mocno wbijała się w brzuch. Chłopak uśmiechał się złowieszczo, przez co zamarłem pomimo wszystkiego. Nawet nie próbowałem czegokolwiek zrobić, bo miałem nadzieję, że dzięki temu nie dostrzeże mojego przyspieszonego tętna. Mężczyzna nachylił się nade mną, a jego cichy ton sprawiły, że zawładnęła mną trwoga:
- Sprawa między mną, a Pacyfiką nie powinna cię w żadnym stopniu interesować. - Czułem jak jego furia kumuluje. - Przypominasz mi królika. - dodał po chwili bez złowieszczego uśmiechu, jakby sytuacja sprzed kilku sekund nigdy nie miała nigdy miejsca. - A teraz, skoro już sobie wyjaśniliśmy pewną kwestię, przejdźmy do rzeczy. Jak zacząłeś podróżować między wymiarami?
Pstryknął palcami, zdejmując swoją nogę ze mnie. Razem z krzesłem zacząłem podnosić się do pionu, a iskrzące błękitem i srebrem druciane więzy się poluźniły. Czułem jak krew w żyłach zaczyna znów krążyć po ciele.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Przecież nie mogę powiedzieć mu prawdy. Pomijam fakt, że moja cała historia brzmiałaby najpewniej irracjonalnie, to coś mi mówiło, że powinienem utrzymywać lustro w tajemnicy.
- Nie do końca wiem, jak mogę to wyjaśnić - wybełkotałem, chcąc go zbyć.
- Po prostu powiedz co zrobiłeś - odparł.
Przygryzłem dolną wargę. Nie miałem pojęcia co robić.
Patrzyłem na podłogę, ciemne kafle były dla mnie jak tablica to analizowania w głowie. Wyobrażałem sobie, jak rozwiązuje - z pozoru trudne - działania matematyczne. Musiałem w tamtej chwili coś zrobić, aby się nie jąkać.
- Nie wiem... - wyszeptałem. - Nie pamiętam - dodałem głośniej.
- Musisz cokolwiek pamiętać - nie dawał się zbyć.
- J-ja nie wiem... Niczego nie pamiętam, poza tym, że sprzątałem na strychu. To wszystko co mogę powiedzieć. - zerknąłem na niego nie podnosząc głowy, mając nadzieje, że moje kłamstwo go przekonało.
- Hmm... - wyglądał na zamyślonego.
Gdy Dipper się zastanawiał, to zwróciłem uwagę na różnice między nami. Jego włosy były idealnie zaczesane do tyłu, w przeciwieństwie do moich, które były w wiecznym nieładzie. Przez brak grzywki, mogłem dostrzec na jego bladym czole czerwone znamię w kształcie wielkiego wozu, identyczne jak moje, nie wstydził się go pokazywać, co było moim kompletnym przeciwieństwem, ponieważ nienawidziłem tego piętna. Jego intensywnie niebieskie oczy wydawały się puste, jakby nie tliło się w nich życie, za to moje były nim przepełnione i koloru brązowego.
Po raz kolejny życie kopnęło mnie w rzyć. Nawet moja odwrotność była ode mnie wyższa, co również było nie do ukrycia.
Właściwie to gdyby nie wzrost i kolor oczu, to bylibyśmy identyczni.
Wzdrygnąłem się, gdy nagle drzwi ostro zaskrzypiły. Szczęk łańcuchów i stukot obcasów znów zaczęły mnie niepokoić. Gleeful wyglądał na skupionego, jakby nic nie mogło przeszkodzić mu w rozmyślaniu i nie obchodził go powrót siostry. Widziałem jak Mable prowadzi łańcuchem błękitnowłosego, poobijanego mężczyznę. Jego grzywka zasłaniała mu oko. Nawet z tej odległości mogłem stwierdzić, że jest smukły i wysoki. Był ubrany w brudną, białą koszulę oraz błękitną kamizelkę garnituru. Jego muszka była czarna,, tak samo jak spodnie.
- Cipher - dziewczyna i więzień zatrzymali się. - Czy masz jakiś pomysł, jak się tutaj dostał? - Dipper zadał pytanie jakby mężczyzna cały czas tutaj był, na co Will zareagował zaskoczeniem.
- Portal - w tonie jego głosu mogłem dosłyszeć szloch. - Prowadzi do odwrotności światów, gdzie każdy człowiek ma swoją alternatywną postać.
- Gdzie jest ten portal? - dziewczyna mocno i niespodziewanie szarpnęła łańcuchami. Błękitnowłosy upadł.
- J-ja nie wiem - leżał, a głos mu się łamał. - Lustro często zmienia właściciela.
- Jakie lustro?
No i masz babo placek - pomyślałem.

#Will Cipher
Siedziałem skulony w rogu swojej celi i obserwowałem swojego współlokatora. Malutka mysz pałaszowała niewielkie okruchy chleba. Od kiedy przybrałem ludzką formę muszę tak jak człowiek jeść, pić, spać i spełniać potrzeby fizjologiczne. Nie wyróżniałem się praktycznie niczym od ludzi. To wszystko przez tą przeklętą dwójkę, która zmusiła mnie do podpisania paktu. Wciąż nie mogę przestać przeklinać swoją naiwność. ,,Nigdy nie powinno się lekceważyć ludzi", tą zasadą powinienem się zawsze kierować, a jednak często o niej zapomniałem.
Włosy zjeżyły mi się na karku, ostrzegając o nadciągającym niebezpieczeństwie z góry. Gleefulowa jak zwykle otworzyła drzwi i weszła do mojego więzienia. Mysz szybko czmychnęła do norki, pozostawiając okruszki, których nie zdążyła jeszcze zjeść. Zazdrościłem w tamtej chwili temu gryzoniowi. Jej szare futerko i długi różowy ogon wydawały mi się w tamtej chwili niesamowite. Mogła w każdej chwili uciec ze swojego gniazdka i mnie zostawić, a jednak nawet nie próbowała. Głupio to zabrzmi, ale przywiązałem się do tej istotki, a ona prawdopodobnie i do mnie.
Czułem na sobie spojrzenie dziewczyny. Podniosłem więc wzrok na brunetkę. "Czego chcesz, jędzo?" Chciałem jej wygarnąć, jednak rozum podpowiadał, abym tego nie robił. Chciałbym by odwróciła się do mnie plecami i wróciła do góry, zostawiając mnie samego. Obawiałem się jej zdecydowanie bardziej niż Dippera - z nim dało się jakoś dyskutować i przebłagać, jednak z nią nie było mowy o jakiejkolwiek rozmowie. Oboje byli niezwykle uparci, jednak przy niej nawet osła dało się przekonać.
- Potrzebuje panienka czegoś? - Jak zwykle starałem się brzmieć i wyglądać jakbym płakał, użalał się nad swoim losem. Ta maska jest najodpowiedniejsza, litość to mogiła. Mój ochrypnięty głos mi pomagał w oszukiwaniu.
Nie otrzymałem odpowiedzi. Dziewczyna otworzyła moją cele i wkroczyła do niej bez słowa. Chwyciła ostro za trzymające mnie błękitne kajdany. Och błękit. Piękny, cudowny kolor wolności, ale czy istnieje coś takiego jak wolność? Przecież świat nigdy nie znalazł dobrej definicji dla słowa ,,wolność".** Wolność to jedynie oddech życia***, przez które tracisz dech sięgając dna. Wolność to zwodząca iluzja, chcesz ją zmaterializować, poznać czym jest, chcesz jej dotknąć lecz nie jesteś w stanie tego zrobić.
Ostre szarpnięcie w górę wyrwało mnie z rozmyślań. Wstałem. Moje nogi zadrżały ze drętwienia. W końcu siedziałem w jednej i tej samej pozycji przez kilka (jak nie kilkanaście) godzin. Odpoczynek fizyczny to jeden z niewielu sposobów na zregenerowanie magii, która i tak nie trafiała w większości do mnie.
Ostre szarpnięcie dziewczyny znów wyrwało mnie z zamyślenia.
Przy pierwszym kroku pojawiły się mroczki przed oczami. Przy drugim poczułem mocne uderzenie panny Gleeful w mój prawy policzek. Było zbyt mocne, przez co się zachwiałem. Mabel znów ruszyła przed siebie, a ja za nią. Prowadziła mnie przez ciemne lochy. Wilgotne powietrze i zapach pleśni wypełniał moje płuca, a głośny szczęk błękitnych łańcuchów niósł się przez korytarz.
Domyślałem się dokąd mnie prowadzi. To było oczywiste, przecież dla panny Gleeful dzień bez podwójnych tortur, to dzień stracony. Ciekawe co tym razem będzie robić: wyrywać pazury, pogruchotać kości, wyciągać wnętrzności rozżarzonymi szczypcami czy może okaże dziś łaskę i zastosuje tylko podtapianie?
Ból nie jest przyjemny. Nie lubię bólu. Cierpienie jest jak te nieustannie wiążące mnie łańcuchy - dopóki mnie więżą, będę zmuszony do znoszenia wszystkiego, a kiedy je wreszcie zrzucę stanę się znowu potężnym demonem snów i umysłu.
Zdziwiłem się, kiedy brunetka zamiast skręcić w lewo, poszła w drugą stronę.
Uśmiechnąłem się pod nosem obnażając śnieżnobiałe zęby, mając nadzieję, by brunetka nie odwróciła się w moją stronę. Cóż, chyba czas spotkać kogoś, kto może mi pomóc uwolnić się od tej udręki.A więc prowadź mnie panno Gleeful! Prowadź mnie, mój klucz do wolności czeka!

* * *
Wszedłem do pomieszczenia za dziewczyną. Nie rozglądałem się po pomieszczeniu, w końcu to w tym pokoju byłem po raz pierwszy związany i niewiele się zmieniło od tamtego czasu, a właściwie to nic, a nic. Poza tym odkąd jestem zamykany w celi każdy pokój w tych włościach wydaje się być taki sam: przytłaczający, mroczny i zimny.
W pomieszczeniu poza mną i Mabel, byli również: pan Gleeful i jego alternatywna wersja.
- Cipher, czy masz jakiś pomysł, jak się tutaj dostał? - zapytał, stojąc do mnie plecami. Kilka sekund trwało, nim zaznajomiłem się ze słowami alternatywnego Dippera i mogłem odpowiedzieć na jego pytanie.
Starałem się z całych sił wyglądać jak chodząca płaczliwa niezdara. Niestety, ale muszę się przyznać, że nie mam pewności czy Gleefulowie mnie przejrzeli i czy wiedzą o fałszywości tych łez, ale byłem wręcz pewien, że uwierzy w mój płacz. Co jak co, ale aktorem byłem i będę zawsze świetnym. Niewiele osób mogło się ze mną równać. Była na pewno jedna osoba, która sięgała mojemu geniuszowi.
- Portal - mój rzewny ton wychodził mi całkiem nieźle. Najgorzej zawsze było ze łzami. - Prowadzi do odwrotności tego świata, gdzie każdy posiada swoją alternatywną postać.
- Gdzie jest ten portal? - dziewczyna z całych sił szarpnęła za łańcuchy, przez co padłem na ziemię. Odpłacę ci się kiedyś, suko. Tylko zaczekaj.
- J-ja nie wiem - głos mi się załamał. Czułem nienawistne spojrzenie brunetki. Jakby zdzierała ze mnie skórę. - Lustro często zmienia właściciela - odparłem zgodnie z prawdą.
___________________
Zapraszam na mojego wattpada: Saksoia
Cześć Wam! Oto drugi rozdział tego opowiadania! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba! Zachęcam do komentowania i dyskutowania! :D

poniedziałek, 8 lipca 2019

Rozdział 1.



#Dipper Pines

- Do zobaczenia, wujku Fordzie - wyszeptałem, starając się, by mój głos nie załamał się w połowie zdania. Łzy zbierały się w moich oczach, choć starałem się je powstrzymywać. - Druga strona lustra na mnie czeka... - Po wypowiedzeniu tych słów przeszedłem przez portal. Chwilę odczuwałem tępy ból, jakby ktoś wbijał we mnie rozżarzone igły i rozrywał moją skórę na strzępy, a moja głowa była bezlitośnie zatrzaśnięta w imadle, które ktoś zaciskał z całej siły, chcąc ją rozgnieść. Nie potrafiłem wydobyć z siebie choćby najcichszego wrzasku, jakby ktoś włożył mi materiał w usta.

Kiedy to wstrętne uczucie się zakończyło, dopiero teraz dostrzegłem, jak bardzo mój oddech był nierówny, a serce biło zdecydowanie szybciej niż powinno. Rozejrzałem się dookoła; pachnąca sianem złoto-zielona trawa sięgała mi do ud, dzięki czemu mogłem zgadywać, że ma koło metr długości. Spojrzałem w niebo, po którym przelatywały śnieżnobiałe obłoki chmur.

Znajdowałem się na polanie w środku lasu. Obawiając się, że coś może mnie pożreć ruszyłem przed siebie niepewnym krokiem. Słońce było wysoko, przyjemnie przy tym przygrzewając. Dla niektórych promienie mogły być zbyt mocne, jednak dla mnie ich temperatura była idealne. - Parsknąłem cicho ze śmiechu. Jestem w obcym świecie, a mimo to i tak rozkoszuje się ciepłem słońca. To się nazywa brak roztropności.

Kiedy dotarłem do pierwszych drzew odwróciłem głowę, by rzucić możliwe że ostatnie spojrzenie na to miejsce. Chciałem pamiętać w jakim miejscu rozpocząłem swoją podróż po tym wymiarze.


Czas mijał tak samo jak przebyta droga; nie mam pojęcia ile tak wędrowałem po lesie, aż w końcu z oddali zauważyłem drewnianą, trochę zaniedbaną chatkę. Znajdowałem się na tyle blisko, że ze spokojem mogłem odetchnąć z ulgą - byłem niemalże pewien, że to Mystery Shack! Co jak co, ale Chatę Tajemnic rozpoznałbym wszędzie i zawsze! Podziwiając dom wujków dostrzegłem jak ktoś otwiera poniszczone drzwi. Odruchowo ukryłem się zza drzewem i zacząłem obserwować dalej. Z domku wyszła uczesana w kucyk blondynka; jej głowę zdobił żółty wianek, który na moje oko gryzł się z błękitnym t-shirt, na który narzuciła dwukolorową bluzę. Jej spodnie były szare i raczej luźne. Zaczęła iść w innym niż mój kierunkowi.

Wyszedłem zza drzewa i podbiegłem do dziewczyny wołając ją, aby chwile zaczekała. Wiedziałem, że mogła to być głupota, ale nie miałem wyboru. Chciałem... Nie, ja musiałem wręcz z kimś porozmawiać. Kiedy w końcu dziewczyna się zatrzymała i odwróciła byłem prze szczęśliwy. Kiedy chciałem już zbudować zdanie i w końcu przejść do rzeczy - czy mogłaby mi powiedzieć w którym kierunku mam iść aby dotrzeć do miasta - ta spojrzała na mnie burzliwie i wyrzuciła z siebie:

- Czy nie wyraziłam się jasno ostatnim razem? - warknęła robiąc krok w moją stronę. - Wypieprzaj stąd. Nie obchodzi mnie w co pogrywasz tym razem! - Mocno zacisnęła zęby, a dłoń złożyła w pięść. - Ja, moja rodzina i przyjaciele nie będziemy brali udziału w twoje gierki. Jesteś tylko głupim, rozwydrzonym bachorem, co nie ma za grosz godności! Doskonale wiemy, że to ty uprzykrzasz nam życie, doskonale zdając sobie sprawę o naszej sytuacji. Ba! Nasze problemy są z twojej winy. Nie masz nic innego do roboty, niż niszczyć życie innym z nudów! - Doskonale widziałem, jak coraz ciężej jej się powstrzymać, by nie zrobić mi krzywdy. - Takim właśnie to dupkiem jesteś. A teraz dodatkowo przychodzisz tu dzień po tym, jak kazałam ci nigdy tu nie przychodzić? Doprawdy, za grosz rozumu. - I w tym momencie właśnie... Dostałem z pięści w twarz.

- Chciałem jedynie przeprosić - odparłem chwytając się za obolały policzek. Musiałem skłamać, słowa dziewczyny wywołały u mnie wstyd i żal, za czyny których nie zrobiłem. Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, zostawiając blondynkę. Blondynkę, która wyglądała podobnie do Pacyfiki.


Doszedłem na skraj lasu. Jak na dłoni widziałem miasto zdobione kolorowymi wstążkami, wiele namiotów i domów. Wiele ludzi spacerowało po błotnistej ścieżce, na twarzach niektórych były maski, jeszcze inni nosili na głowach zdobione kapelusze, a kolejni dziwaczne stroje. Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem naprzód. Starałem się trzymać ubocza, aby nie ściągać na siebie uwagi. Co jeśli całe miasto odczuwa do mnie nienawiść, a dziewczyna przypominająca Pacyfike była jedynie czubkiem góry lodowej?

Rozglądałem się po otoczeniu; wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha, a w powietrzu unosiła się woń słodkiej gumy balonowej i słonego popcornu. Wesoła muzyka i śmiechu innych zagłuszała moje myśli; stos pytań i obaw musiałem odłożyć w kąt swojego umysłu i tylko obserwować.

Ciemny namiot w oddali zdecydowanie wyróżniał się z otoczenia. Emanowała od niego złowroga aura, przez co prawdopodobnie odstraszał innych uczestników tego festynu. O ile to był festyn. Obserwacja namiotu skupiła całą moją uwagę, przez co trąciłem czyjś bok.


#Gleeful

Spacerowałam po mieście w poszukiwaniu - jak to określił Will - tajemniczego przybysza. Nie do wiary jak prosto wyciągnąć od demona kilka ciekawych informacji, kiedy błaga o ubłaganie mojej rozwścieczonej siostry; Szkoda tylko, że nie potrafił dokładniej opisać tej osoby. Opis: ,,na pewno przykuje twoją uwagę"z całą pewnością nie był satysfakcjonując.

Mijająca mnie niezdara w czerwonej bluzie trąciła moje ramię. Natychmiast złapałem postać za materiał ubrania i odwróciłem w swoją stronę siłą, nie dając osobie na chwilę zastanowienia na działanie.

- Może jakieś ,,przepraszam"? - wypaliłem poirytowany, na co chłopak wywrócił oczami i przeprosił mnie jakoby od niechcenia. - Myślisz, że pozwolę ci odejść po takiej zniewadze? - Puściłem go. Chłopak już otworzył usta aby coś wykrztusić, ale w końcu się powstrzymał. - Ściągaj kaptur - rozkazałem.

- Wolałbym nie - odparł cicho, kuląc się na moje słowa. Spojrzałem na niego. Chłopak był niższy niż ja. Użyłem magi związując jego kostki błękitnymi więzami, aby nie próbował uciekać. Wyciągnąłem dłoń w stronę wystającego daszku jego czapki i zdjąłem ją wraz z kapturem odsłaniając czekoladowe włosy chłopaka. Wzdrygnąłem się w myślach.

- Znalazłeś? - nagle usłyszałem głos siostry.

- Tak - odparłem. - Chodź. - Puściłem magię, dzięki czemu więzy zniknęły. Chwyciłem chłopaka za ramię i zacząłem szybko prowadzić do najbliższego namiotu. Ten zaś zaczął się szarpać, a nim wydobył z siebie jakiś krzyk magią odebrałem mu chwilowo głos.


#Pines

Pytania ,,kim jesteś?", ,,gdzie mnie zabierasz" tkwiły mi w głowie, a coś nie pozwalało im wyjść na światło dzienne. Chłopak wyglądał niemal identycznie jak ja, głos wydawał się podobny do mojego, a mimo to obawiałem się go bardziej niż kogokolwiek innego. Poczułem jak mężczyzna wpycha mnie do fioletowego namiotu. Mimo siły jaką włożył w szarpnięcie mną nie wywróciłem się i nawet nie dotknąłem dłońmi podłogi.

- Teraz śpij. - Poczułem jak wszystkie siły mnie opuszczały, aż w końcu straciłem przytomność.


* * *


Ocknąłem się siedząc na czymś twardym. Obraz był rozmazany, a moja głowa pękała i pulsowała z bólu. Mimo rozwalającego łba chciałem natychmiast wstać i uciekać, kiedy tylko się poruszyłem poczułem przeszywający ból całego ciała. Syknąłem.

Pomimo łupiącego bólu i trudu w poruszaniu się, podniosłem rękę i sięgnąłem do kieszeni po dziennik. Nie było go... Byłem przerażony jak nastolatek, który sięgając do kieszeni nie czuje telefonu. Dokładnie tak się w tamtej chwili czułem.

- Spokój - znajomy głos odbijał się echem od kamiennych ścian.

Sparaliżowało mnie, a krzesło na którym siedziałam się obróciło o sto osiemdziesiąt stopni w lewo. W powietrzu wyczuwałem metaliczny zapach wymieszany ze świeżą wonią jakiegoś kwiatu.

- No mój drogi - stukot butów również rozbrzmiewał przerażającym echem. - Mam nadzieję, że spodobało Ci się w Reverse falls, bo zostaniesz tu przez najbliższy czas. - zobaczyłem swoją siostrę ubraną na granatowo oraz... drugiego siebie z dziennikiem w ręku.


______________

Zapraszam na mojego wattpada: Saksoia
Cześć Wam! I jak pierwszy rozdział? Jesteście zaciekawieni jak dalej się ta historia potoczy? :D

WSTĘP



#Pines

Pokłóciłem się z wujkiem Stankiem - znowu. Kazał mi samemu sprzątać ten jego zagracony strych. Ech... Gdyby chociaż było tu mniej gratów lub przestrzeni... Ale oczywiście życie musi mi iść na przekór, czyli w cholerę duże pomieszczenie, w cholerę dużo starych, bezużytecznych rzeczy i - oczywiście - muszę je wszystkie przejrzeć, żeby nie wyrzucić tych nielicznych, uwielbianych przez Wujaszka gratów, których i tak już nie używa od paru ładnych lat.

No nic, trza zakasać rękawy i brać się do roboty! Im mniej narzekania, tym szybciej się z tym uwinę! Oby ta nadzieja nie była złudna...

Zacząłem wchodzić po starej, drewnianej drabince prowadzącej na strych. Gdy uniosłem lekko klapę w górę, moje nozdrza natychmiast tego pożałowały. Mimo, że nie posiadam żadnej alergii na pyłki, miałem ochotę kichnąć. Nienawidzę zbyt wielkiej ilości kurzu. Ale to chyba tak jak wszyscy, no nie?

Otworzyłem klapę w pełni i wszedłem na strych.

W pomieszczeniu było ciemno, a to oznaczało tylko jedno - sterta kartonów zasłaniała niewielkie okno po drugiej stronie pokoju, a ja musiałem przedrzeć się przez pole pułapek na myszy. Zapaliłem szybko latarkę i zacząłem dokładniej przyglądać się graciarni. Pudła, kurz, pajęczyny i gdzieniegdzie porozrzucane luzem kartki i niewielkie duperele, które walały się dosłownie wszędzie. Białe prześcieradła okrywały kilka nieszczelnie pozamykanych stert kartonów, co dla mnie było w tym momencie błogosławieństwem z niebios, bo być może nie będę musiał szorować na błysk każdego z osobna przedmiotu.

Prędko na zapas upewniłem się, czy moje jedyne wyjście jest bezpieczne od zatrzaśnięcia się, gdyż szkoda by było, gdybym został tutaj zamknięty. Nikt nie mógłby mnie stąd uwolnić przez cały dzień. Wujek Stan śpi, Ford poszedł do lasu by go zbadać po raz setny, Meb razem z Nabokim poszli do Cuksy, albo do Grubej. Jeden pies. A Soos z Wendy mają dziś wolne i poszli nad jezioro. Super. Wszyscy mają zdecydowanie lepsze zajęcia niż Dipper. Dlaczego nie mogłem iść z wujem Fordem? Przecież nie byłbym piątym kołem u wozu i jestem tego pewien. Jak pożyczał ten dziennik*, to mogłem zażądać zabrania mnie ze sobą, ale cóż, za głupotę trzeba płacić.

Zakasałem rękawy czerwonej, przydużej bluzy i poprawiłem swoją biało-niebieską bejsbolówkę z sosną, którą dostałem od Stana cztery lata temu, gdy po raz pierwszy razem z Mebel przyjechaliśmy do Wodogrzmotów. Była za każdym razem pod pieczą Wendy, kiedy musiałem wracać do Kalifornii.

Podszedłem do jednej z kilku stert pudeł przykrytych zakurzoną płachtą i pociągnąłem materiał w swoją stronę, zrzucając go. Kurz zaczął wirować w powietrzu, a ja w końcu nie wytrzymałem i nieopanowanie kichnąłem.

Ach, ten cholerny kurz...


#Gleeful

Razem z moją siostrą Mabel, dowiedzieliśmy się o przybyszu, który ma późnym popołudniem pojawić się tu. W Reverse Falls. Skąd to wiemy? Otóż od naszego sługi, demona snów - Willa Cipher'a. Razem z siostrą przyzwaliśmy go cztery lata temu. Od tamtego czasu jest naszym, że tak to ujmę: ,,sługą". Jest głównym zainteresowaniem mojej bliźniaczki. Pomaga jej spełnić najrozmaitsze techniki tortur fizycznych oraz psychicznych. Chcąc choć na chwilę zrzucić ze swych barków zadawany przez nią ból, stara się od czasu do czasu wykupić u nas swego rodzaju łaskę, a uczynić to może jakimiś ciekawymi informacjami, które - nawiasem mówiąc - dość rzadko się zdarzają. Tak też było w tym przypadku.

Wracając do tematu, dowiedzieliśmy się o przybyciu tej osoby zbyt późno, by ułatwić nam zadanie i przełożyć dzisiejszy festyn na jutro. Z tego co wiemy, mamy natychmiast rozpoznać tą osobę po jej dość ,,ciekawym" - jak to określił demon - wyglądzie. Według informacji Willa ma być odziana w czerwoną pokrytą kurzem bluzę, a na głowie ma mieć niebiesko-białą bejsbolówkę, w podobnym stylu do czapki Gideona Pines'a. No faktycznie ,,ciekawy" wygląd. Kiedy zapytałem, czy tym ,,niezwykłym przybyszem" ma być właśnie jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie ludzi, zapłakany demon to tylko wzruszył ramionami i odpowiedział ,,Sam musi pan to stwiedzić". Oby to nie był ten grubas, bo inaczej już nigdy nie zazna naszej łaski.


#Pines

Byłem na szczęście już w połowie sprzątania. Powietrze wciąż było ciężkie, a kurz wirował bez ustanku. Pocieszenie było takie, że odkopałem już moje upragnione sprzed kilku godzin okno i nie musiałem oświetlać zawartości kartonów słabą latarką. Natychmiast otworzyłem okno i wystawiłem głowę na zewnątrz biorąc głęboki wdech powietrza. Cudowny zapach lasu natychmiast zastąpił mi ten wstrętny zapach strychu. Nigdy nie spodziewałem się, że będę tak cieszyć się otwartym oknem. W pomieszczeniu było odrobinę jaśniej i przyjemniej, dzięki porannemu światłu słońca.

Prócz okienka za górą pudeł, skrzyń - i innych bezwartościowych, zniszczonych gratów - znalazłem lustro. Było przykryte szarym od brudu, pogniecionym prześcieradłem, a rama lustra była całkowicie wyblakła i trochę porysowana. Samo szkło nie było porysowane i ogólnie gdyby nie rama i brak jednego z elementów od oprawy, to nadawałoby się do umieszczenia go w którymś z pokoi. Tym bardziej, że wydawało się niezwykle eleganckie i luksusowe.

Przesunąłem lustro w miejsce, w którym będzie mniej mi przeszkadzać i znów wziąłem się do roboty.


Było już południe, a ja wciąż nie skończyłem ogarniać tego cholernego strychu. Obawiam się, że nie wyrobię się do wieczora. Na początku szło mi całkiem sprawnie, głównie dlatego, że zawartość pudeł nie przekraczała dziesięciu przedmiotów. Jednymi z gorszych rzeczy były notatki wujka Forda - niby posegregowane i ogólnie: ład i porządek, ale tak naprawdę według podpisu kartonów i kartek opisujących w wielkim skrócie badania wydawały mi się bardzo nieistotne, a kiedy zacząłem się w nie wczytywać, niewiele z tego wydawało mi się do wyrzucenia. Ale i tak, przeglądanie tych kartek było zdecydowanie lepsze, niż szukanie pułapek i trafianie na pająki - na moje szczęście żaden pająk mnie nie ugryzł, a tylko jedna z niespodzianek na myszy zatrzasnęła się na moich bladych palcach zostawiając bolesną ranę, którą jak najszybciej i najciszej - by nie obudzić wujka Stanka - poszedłem odkazić do łazienki. Podniosłem jedno z wielu pudeł z jakimiś śmieciami i podążyłem z nim na dwór, żeby tam je zostawić Soos'owi, który ma wywieź te rupiecie na wysypisko lub coś w ten deseń jutro rano.

Gdy przechodziłem koło kuchni, mijałem Stanka i Forda, który wrócił dziś dużo wcześniej, niż się spodziewałem. Oczywistym jest, że razem z Fordem powróciły szeptane kłótnie pomiędzy bliźniakami. Już z początkiem naszego przyjazdu przekonaliśmy się wraz z Mabel, że te dwójkę najlepiej trzymać z dala od siebie.


Kiedy zostawiłem karton na zewnątrz i wróciłem na strych zabrałem się z powrotem do przekopywania następnych pudeł. Otworzyłem pierwszy lepszy karton, w którym były drewniane figurki, prezentujące kilka tajemniczych stworów w Gravity Falls, stary, podniszczony sweter, jakieś brzydkie rękawiczki oraz ciemną, drewnianą tarczę ze wzorkami na wierzchu - wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale miałem wrażenie, że rozkazuje mi wpasować drewniany elemnt w brakujący element lustra. Oprócz tego wszystkiego było pełno starych zapisków - najpewniej od wujka Forda, ale pewności nie miałem, gdyż nie zdążyłem przyjrzeć się im dokładniej.

Podszedłem z brakującą częścią do lustra i umieściłem go na miejscu. Zerknąłem na lustro - prezentowało się o wiele lepiej z tym niewielkim detalem. Wystraszyłem się, kiedy chcąc się przejrzeć nie zauważyłem swojego odbicia. Delikatnie musnąłem lustro opuszkami palców: nie poczułem nic. Chciałem natychmiast cofnąć rękę, ale ani drgnęła. Spontanicznie, nie wiedząc co zrobić szarpałem się, a mebel zaczął się kołysać wraz z moim szamotaniem, a ręka jak była uwięziona, tak dalej jest. Serce zaczęło mi kołatać z nerwów.

,,Co robić?" tylko to jedno pytanie było obecnie w mojej głowie. Czułem, że gdy tylko zacznę wołać o pomoc, Stanek mnie zignoruje lub wyśmieje, bo dałem się tak podejść ,,zwykłemu" lustrze. Za to Ford zapewne znowu wyszedł z domu. Byłem zdany tylko na siebie.

Chciałem oprzeć się kolanem o przedmiot, przez co zapędziłem się w kozi róg. Wydawało mi się, że nic nie czułem, że dostałem z minuty na minutę tak po prostu chorobę typu HSAN* lub inne takie gówno.

Nagle usłyszałem nawoływania badacza z dołu.

- Dipper! - tylko tego brakowało...

- J-jestem na strychu! - odkrzyknąłem mu nerwowo. - Obecnie nie mogę zejść, wujku, ale jak tylko się uwolnię to przyjdę!

Wziąłem kilka głębokich wdechów na uspokojenie. Pomogło. Czekałem kilka chwil i znów pociągnąłem ręką w tył. Nic z tego. Dłoń jak była uwięziona, tak dalej jest. Nagle usłyszałem skrzyp drabiny prowadzącej na strych.

- Słyszałem, że Stanek zawlókł cię do roboty samemu - zaczął, gdy jeszcze mnie nie widział. - Potrzebujesz może pomocy? - spytał, po czym spojrzał na mnie.

Czułem na mojej twarzy i karku krople potu.

- Dipper - zaczął zbyt spokojnie, nawet jak na niego. - Skąd wziąłeś to lustro?! - krzyknął na mnie.

- Zna-znalazłem? - uśmiechnąłem się nerwowo,

- Coś ty, dziecko, zrobił? - kiedy tak krzyczał, miałem ochotę natychmiast się ulotnić.

- Nie było kartki z napisem ,,nie dotykać" - mruknąłem w odpowiedzi.

- Dziecko... ty nie wiesz, jak poważny błąd uczyniłeś - wujaszek wydawał się być zdecydowanie bardziej zdenerwowany tą całą sytuacją niż ja. Wydawał się być blady jak ściana.

- Wujku? - zawołałem pytająco.

- Dipper, posłuchaj, to lustro jest portalem do innego wymiaru. Gdy raz się tam dostaniesz przez jeden portal, musisz znaleźć inny. A znalezienie go równa się prawie że zeru.

- No to na co czekamy?! Trzeba jak najszybciej zbić to lustro czy coś, żeby mnie uwolnić! - znów rozpocząłem swoją szamotaninę.

- T-to tak nie działa, gdy raz zaczniesz przez niego przechodzić musisz to skończyć. Ty zacząłeś, więc musisz wejść już do tamtego wymiaru w całości. - powiedział załamany marszcząc czoło.

Po usłyszeniu tego miałem ochotę płakać. Gdyby nie to, że było mi zwyczajnie w świecie wstyd przed rodziną okazać słabość, zapewne bym to zrobił.

- Dipper - podszedł do mnie.- Trzymaj, może ci się przydać - wyciągnął ze swojej torby dziennik, który ode mnie pożyczył dzisiaj rano. - Niestety, nie mogę ci bardziej pomóc. Posłuchaj, Dipper, w tamtym świecie, z tego co mi wiadomo, jest podobne miasteczko do Gravity Falls, nie możesz za nic w świecie go opuścić, nie wiadomo, co się wtedy może stać. Rozumiesz? - po tych słowach przytulił mnie, a ja odwzajemniłem ten gest jedną ręką, starając się nie łkać. - Nie chcę cię stracić, chce mieć jeszcze nadzieję, na zobaczenie ciebie.

- Nie martw się, Fordzie - chciałem zabrzmieć jak najbardziej dorośle. - Wrócę, a do tego czasu pilnuj Mabel i Nabokiego za mnie, dobrze?

Puścił mnie i tylko kiwnął mi głową na potwierdzenie. Wziąłem głęboki oddech i powoli odchodząc wypowiedziałem tylko te słowa:

- Do zobaczenia, wujaszku, druga strona lustra na mnie czeka... - i znalazłem się na polanie w lesie.


________________

*Dziennik - Bill w serialu go spalił, jednak ja postanowiłam zachować koncepcje z posiadaniem przez Dippera dziennika
Zapraszam na mojego wattpada: Saksoia

Cześć Wszystkim! I jak Wam się podoba wstęp? :D Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, to nie obawiajcie się pisać! Też jestem człowiekiem, a zależy mi na tym, aby jak najwięcej osób dawało jakieś rady! Buźka!