poniedziałek, 8 lipca 2019

Rozdział 1.



#Dipper Pines

- Do zobaczenia, wujku Fordzie - wyszeptałem, starając się, by mój głos nie załamał się w połowie zdania. Łzy zbierały się w moich oczach, choć starałem się je powstrzymywać. - Druga strona lustra na mnie czeka... - Po wypowiedzeniu tych słów przeszedłem przez portal. Chwilę odczuwałem tępy ból, jakby ktoś wbijał we mnie rozżarzone igły i rozrywał moją skórę na strzępy, a moja głowa była bezlitośnie zatrzaśnięta w imadle, które ktoś zaciskał z całej siły, chcąc ją rozgnieść. Nie potrafiłem wydobyć z siebie choćby najcichszego wrzasku, jakby ktoś włożył mi materiał w usta.

Kiedy to wstrętne uczucie się zakończyło, dopiero teraz dostrzegłem, jak bardzo mój oddech był nierówny, a serce biło zdecydowanie szybciej niż powinno. Rozejrzałem się dookoła; pachnąca sianem złoto-zielona trawa sięgała mi do ud, dzięki czemu mogłem zgadywać, że ma koło metr długości. Spojrzałem w niebo, po którym przelatywały śnieżnobiałe obłoki chmur.

Znajdowałem się na polanie w środku lasu. Obawiając się, że coś może mnie pożreć ruszyłem przed siebie niepewnym krokiem. Słońce było wysoko, przyjemnie przy tym przygrzewając. Dla niektórych promienie mogły być zbyt mocne, jednak dla mnie ich temperatura była idealne. - Parsknąłem cicho ze śmiechu. Jestem w obcym świecie, a mimo to i tak rozkoszuje się ciepłem słońca. To się nazywa brak roztropności.

Kiedy dotarłem do pierwszych drzew odwróciłem głowę, by rzucić możliwe że ostatnie spojrzenie na to miejsce. Chciałem pamiętać w jakim miejscu rozpocząłem swoją podróż po tym wymiarze.


Czas mijał tak samo jak przebyta droga; nie mam pojęcia ile tak wędrowałem po lesie, aż w końcu z oddali zauważyłem drewnianą, trochę zaniedbaną chatkę. Znajdowałem się na tyle blisko, że ze spokojem mogłem odetchnąć z ulgą - byłem niemalże pewien, że to Mystery Shack! Co jak co, ale Chatę Tajemnic rozpoznałbym wszędzie i zawsze! Podziwiając dom wujków dostrzegłem jak ktoś otwiera poniszczone drzwi. Odruchowo ukryłem się zza drzewem i zacząłem obserwować dalej. Z domku wyszła uczesana w kucyk blondynka; jej głowę zdobił żółty wianek, który na moje oko gryzł się z błękitnym t-shirt, na który narzuciła dwukolorową bluzę. Jej spodnie były szare i raczej luźne. Zaczęła iść w innym niż mój kierunkowi.

Wyszedłem zza drzewa i podbiegłem do dziewczyny wołając ją, aby chwile zaczekała. Wiedziałem, że mogła to być głupota, ale nie miałem wyboru. Chciałem... Nie, ja musiałem wręcz z kimś porozmawiać. Kiedy w końcu dziewczyna się zatrzymała i odwróciła byłem prze szczęśliwy. Kiedy chciałem już zbudować zdanie i w końcu przejść do rzeczy - czy mogłaby mi powiedzieć w którym kierunku mam iść aby dotrzeć do miasta - ta spojrzała na mnie burzliwie i wyrzuciła z siebie:

- Czy nie wyraziłam się jasno ostatnim razem? - warknęła robiąc krok w moją stronę. - Wypieprzaj stąd. Nie obchodzi mnie w co pogrywasz tym razem! - Mocno zacisnęła zęby, a dłoń złożyła w pięść. - Ja, moja rodzina i przyjaciele nie będziemy brali udziału w twoje gierki. Jesteś tylko głupim, rozwydrzonym bachorem, co nie ma za grosz godności! Doskonale wiemy, że to ty uprzykrzasz nam życie, doskonale zdając sobie sprawę o naszej sytuacji. Ba! Nasze problemy są z twojej winy. Nie masz nic innego do roboty, niż niszczyć życie innym z nudów! - Doskonale widziałem, jak coraz ciężej jej się powstrzymać, by nie zrobić mi krzywdy. - Takim właśnie to dupkiem jesteś. A teraz dodatkowo przychodzisz tu dzień po tym, jak kazałam ci nigdy tu nie przychodzić? Doprawdy, za grosz rozumu. - I w tym momencie właśnie... Dostałem z pięści w twarz.

- Chciałem jedynie przeprosić - odparłem chwytając się za obolały policzek. Musiałem skłamać, słowa dziewczyny wywołały u mnie wstyd i żal, za czyny których nie zrobiłem. Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, zostawiając blondynkę. Blondynkę, która wyglądała podobnie do Pacyfiki.


Doszedłem na skraj lasu. Jak na dłoni widziałem miasto zdobione kolorowymi wstążkami, wiele namiotów i domów. Wiele ludzi spacerowało po błotnistej ścieżce, na twarzach niektórych były maski, jeszcze inni nosili na głowach zdobione kapelusze, a kolejni dziwaczne stroje. Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem naprzód. Starałem się trzymać ubocza, aby nie ściągać na siebie uwagi. Co jeśli całe miasto odczuwa do mnie nienawiść, a dziewczyna przypominająca Pacyfike była jedynie czubkiem góry lodowej?

Rozglądałem się po otoczeniu; wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha, a w powietrzu unosiła się woń słodkiej gumy balonowej i słonego popcornu. Wesoła muzyka i śmiechu innych zagłuszała moje myśli; stos pytań i obaw musiałem odłożyć w kąt swojego umysłu i tylko obserwować.

Ciemny namiot w oddali zdecydowanie wyróżniał się z otoczenia. Emanowała od niego złowroga aura, przez co prawdopodobnie odstraszał innych uczestników tego festynu. O ile to był festyn. Obserwacja namiotu skupiła całą moją uwagę, przez co trąciłem czyjś bok.


#Gleeful

Spacerowałam po mieście w poszukiwaniu - jak to określił Will - tajemniczego przybysza. Nie do wiary jak prosto wyciągnąć od demona kilka ciekawych informacji, kiedy błaga o ubłaganie mojej rozwścieczonej siostry; Szkoda tylko, że nie potrafił dokładniej opisać tej osoby. Opis: ,,na pewno przykuje twoją uwagę"z całą pewnością nie był satysfakcjonując.

Mijająca mnie niezdara w czerwonej bluzie trąciła moje ramię. Natychmiast złapałem postać za materiał ubrania i odwróciłem w swoją stronę siłą, nie dając osobie na chwilę zastanowienia na działanie.

- Może jakieś ,,przepraszam"? - wypaliłem poirytowany, na co chłopak wywrócił oczami i przeprosił mnie jakoby od niechcenia. - Myślisz, że pozwolę ci odejść po takiej zniewadze? - Puściłem go. Chłopak już otworzył usta aby coś wykrztusić, ale w końcu się powstrzymał. - Ściągaj kaptur - rozkazałem.

- Wolałbym nie - odparł cicho, kuląc się na moje słowa. Spojrzałem na niego. Chłopak był niższy niż ja. Użyłem magi związując jego kostki błękitnymi więzami, aby nie próbował uciekać. Wyciągnąłem dłoń w stronę wystającego daszku jego czapki i zdjąłem ją wraz z kapturem odsłaniając czekoladowe włosy chłopaka. Wzdrygnąłem się w myślach.

- Znalazłeś? - nagle usłyszałem głos siostry.

- Tak - odparłem. - Chodź. - Puściłem magię, dzięki czemu więzy zniknęły. Chwyciłem chłopaka za ramię i zacząłem szybko prowadzić do najbliższego namiotu. Ten zaś zaczął się szarpać, a nim wydobył z siebie jakiś krzyk magią odebrałem mu chwilowo głos.


#Pines

Pytania ,,kim jesteś?", ,,gdzie mnie zabierasz" tkwiły mi w głowie, a coś nie pozwalało im wyjść na światło dzienne. Chłopak wyglądał niemal identycznie jak ja, głos wydawał się podobny do mojego, a mimo to obawiałem się go bardziej niż kogokolwiek innego. Poczułem jak mężczyzna wpycha mnie do fioletowego namiotu. Mimo siły jaką włożył w szarpnięcie mną nie wywróciłem się i nawet nie dotknąłem dłońmi podłogi.

- Teraz śpij. - Poczułem jak wszystkie siły mnie opuszczały, aż w końcu straciłem przytomność.


* * *


Ocknąłem się siedząc na czymś twardym. Obraz był rozmazany, a moja głowa pękała i pulsowała z bólu. Mimo rozwalającego łba chciałem natychmiast wstać i uciekać, kiedy tylko się poruszyłem poczułem przeszywający ból całego ciała. Syknąłem.

Pomimo łupiącego bólu i trudu w poruszaniu się, podniosłem rękę i sięgnąłem do kieszeni po dziennik. Nie było go... Byłem przerażony jak nastolatek, który sięgając do kieszeni nie czuje telefonu. Dokładnie tak się w tamtej chwili czułem.

- Spokój - znajomy głos odbijał się echem od kamiennych ścian.

Sparaliżowało mnie, a krzesło na którym siedziałam się obróciło o sto osiemdziesiąt stopni w lewo. W powietrzu wyczuwałem metaliczny zapach wymieszany ze świeżą wonią jakiegoś kwiatu.

- No mój drogi - stukot butów również rozbrzmiewał przerażającym echem. - Mam nadzieję, że spodobało Ci się w Reverse falls, bo zostaniesz tu przez najbliższy czas. - zobaczyłem swoją siostrę ubraną na granatowo oraz... drugiego siebie z dziennikiem w ręku.


______________

Zapraszam na mojego wattpada: Saksoia
Cześć Wam! I jak pierwszy rozdział? Jesteście zaciekawieni jak dalej się ta historia potoczy? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz